If you want to read this in English, click here.
Na początku był link. To od niego wszystko się zaczęło. Czytelnik Tony Halik napisał mi tylko, że to mnie zaciekawi. No i tak się stało. Pracowałem nad tym tekstem przeszło dwa miesiące i co chwila dokładałem kolejne elementy układanki. Zacząłem od 411, a skończyłem na łódzkim filmie Prospekt. Co może łączyć te dwie produkcje? Tego dowiecie się z poniższego tekstu. Korzystając jeszcze z chwili uwagi, chciałbym serdecznie podziękować Kubie Perzynie i Aaronowi Suskiemu, którzy podzielili się ze mną swoimi wspomnieniami tamtych wydarzeń, a także Filipowi Nowakowi za nieocenioną pomoc przy przekopywaniu starych sk8magazynów.
Prolog
Na początku lat dwutysięcznych polska scena deskorolkowa była dla zachodnich skejtów czymś w rodzaju terra incognita i to dosłownie. Co prawda w 1991 r. pojawili się w Polsce zawodnicy teamu Powell Peralta, a rok później Warszawę odwiedził Miki Vuckovich, którego materiały znalazły się w Transworldzie, jednak mimo tego polska scena nie miała szczęścia do gości zza oceanu. Zupełnie inaczej wyglądało to na zachodzie Europy, a nawet u naszych południowych sąsiadów. Lata dziewięćdziesiąte to okres licznych zawodów, które ściągały ze Stanów wielu prosów, filmowców i fotografów. To było czymś w rodzaju deskorolkowego szlaku św. Jakuba, który ciągnął się z Radlands przez Marsylię, Munster i na Pradze kończąc. Sytuacja ta miała się wkrótce zmienić i w konsekwencji zapoczątkować całą serię zmasowanych wizyt zagranicznych tourów do Polski. A wszystko za sprawą pewnego spotkania podczas praskiego Mystic Cup, które doprowadziło do przyjazdu do Polski ekipy złożonej ze skejtów polskiego pochodzenia, przysłanych przez redakcje magazynów SLAP i 411. Dzięki tej wyprawie powstał obszerny artykuł opisujący polskie spoty, z punktu widzenia amerykańskich prosów oraz kilkunastominutowy materiał będący częścią 411 Around The World 2. Natomiast zwykły skejt zza oceanu mógł w końcu dowiedzieć się, jak wyglądają polskie miejscówki i jak się u nas jeździ. Jednak żeby zrozumieć, jak do tego doszło, musimy cofnąć się do samego początku.
Lata 90., czyli deskorolkowy EUROSPORT
Jak wspomina Joe Brook, amerykański fotograf polskiego pochodzenia, w wywiadzie dla North: mój przyjaciel Anthony Claravall kręcił dla 411 i każdego lata, przez trzy miesiące mieszkał w Europie, a ja po prostu jeździłem do Europy i podążałem za nim. Znał wszystkich. Poruszaliśmy się trasą konkursową. (…) Świat stał się naprawdę, naprawdę mały. Wspólnie jeździli po zawodach w Anglii, Francji, Niemczech i Czechach. Ówczesne redakcje pism deskorolkowych i magazynów video były w tak dobrej sytuacji finansowej, że bez problemu organizowały podobne podróże swoim reporterom. Ich relacje z Europy cieszyły się dużą popularnością.
Polskich skejtów najczęściej można było zobaczyć na zawodach w Munster i Pradze. Podczas jednej z edycji Mystic Cup, Kuba Perzyna wypatrzył w tłumie Anthony’ego Claravalla. Podszedł do niego i wręczając jeden z egzemplarzy INFOvideo powiedział mu o polskich spotach, przy okazji zapraszając do przyjazdu. Opowiadał mi, jak dobra jest streetowa deskorolka w Polsce. Szkoda, że zajęło mi dwa lata, aby dowiedzieć się, że nie kłamał – stwierdza Anthony Claravall w materiale dla SLAP z 2001 r.
2001: The Polish Oddysey
Podróż do Polski, czyli do ojczyzny, była na pewno niezapomniana. Wszystko zostało zorganizowane i zmotywowane przez naszego wyjątkowego i utalentowanego fotografa Joe Brook’a – opowiada mi po latach Aaron Suski. Joe namówił redakcję SLAP, aby zebrać ekipę złożoną ze skejtów polskiego pochodzenia, która zrobi materiał w ojczyźnie swoich przodków. Poprzez dystrybucję California z Łodzi, skontaktował się z Jesterem, czyli Bartkiem Błażejewskim, którego tekst o polskiej scenie pojawił się rok wcześniej w Transworldzie. Podróż odbyła się późną wiosną 2001 r. i zakładała dwutygodniowe torune po wybranych polskich miastach. Ostatecznie były to Warszawa, Poznań, Katowice, Kraków i… Oświęcim. W majowym numerze Transworld Skateboading z 2001 r. czytamy: Justin Strubing i Mike Rusczyk kręcą w Polsce artykuł dla magazynu SLAP. Czy w Polsce można jeździć na deskach? Chyba się dowiemy. Aaron Suski, Kristian Svitak i Stefan Janoski również są na tej szalonej wyprawie.
Po wylądowaniu na Okęciu Svitak miał stwierdzić, że Polska wygląda zupełnie jak Ohio. To stamtąd zgarnął ich Jester i zawiózł do hotelu. Później dołączy do nich jeszcze w Poznaniu i w Katowicach, gdzie ustrzeli potężnego fs boardslide’a w wykonaniu Kristiana Svitaka.
Hotel, w którym się zatrzymaliśmy, pamiętam jako nieco dziwny i pusty. Miałem wrażenie, że byliśmy jedynymi ludźmi w trzykondygnacyjnym budynku – nie sądzę, żeby ktoś zajmował piętro razem z nami. Pokoje były bardzo proste i miały w sobie stare radia tranzystorowe. Próbowałem znaleźć jakąś stację, z radia wydobywały się dziwne tranzystorowe dźwięki, aż nagle udało się złapać czysty sygnał – to była piosenka „Take Five” Dave’a Brubecka. Muzyka niosła się po korytarzach i dodawała całej scenerii wyjątkowego klimatu – wspomina Aaron Suski i dodaje: Niedaleko hotelu pamiętam fontannę ze schodami na dziesięć stopni, schodzącymi w dół. Z daleka wyglądało dobrze, ale wszystko było bardzo szorstkie. Nikt tam nigdy wcześniej nie jeździł na desce, ale z odrobiną wosku i determinacji udało mi się odjechać bs 5-0. Byłem nakręcony, nagranie wyszło świetnie i klimatycznie.
Najwięcej czasu spędzili na eksploracji stołecznych spotów. Głównym przewodnikiem po Warszawie był oczywiście Kuba Perzyna. To świetny gość. Ma sklep deskorolkowy w centrum Warszawy o nazwie DSK, a wraz z przyjacielem Skrobańskim tworzy coś w rodzaju 411, o nazwie “INFO”. Można było poznać, że ci faceci wkładają całe serce w polską scenę deskorolkową. Czy potrzebowaliśmy miejsc do jazdy, wynajętych samochodów, dobrej restauracji, czy kręgielni lub kafejki internetowej, Kuba zawsze pomagał – wyliczał Anthony Claravall. Panowie z INFO nie odstępowali chłopaków na krok, wiedzieli bowiem, że mają okazję nagrać świetny materiał. I tak o to, zanim tricki z Polski pojawiły się w 411, swoją premierę miały w 9 numerze INFOvideo i łódzkiej produkcji Prospekt.
Po Warszawie przyszła pora na kolejne miasta. Kuba ogarnął od Adama Mality dużego busa volksvagena i mogli nim pojechać do Poznania, Krakowa i Katowic. Poznański Plac Wolności i Pomnik Armii Poznań prawdopodobnie jeszcze nigdy w swojej skatehistorii nie były świadkami takich tricków. Natomiast na hubbie Biblioteki Śląskiej w Katowicach jedna z postaci szczególnie mocno zaznaczyła swoją obecność. Mowa oczywiście o Tadeuszu Gutku Szymańskim, którego tricki trafiły zarówno do INFOvideo, 411 i artykułu w SLAP. Joe Brook był pod wrażeniem umiejętności Gutka. Pracował wówczas w Thrasherze i poprzez swoje kontakty załatwił mu wsparcie Real Skateboards, które trafiało do niego poprzez łódzką dystrybucję Tomka Franta.
Podczas nagrywek spod katowickiej biblioteki, w pewnym momencie w tle słychać pisk opon i dźwięk samochodu, po czym Anthony kieruje kamerą w kierunku wypadku. Kristian Svitak skomentuje później całe zajście słowami: nagle widzę, jak ten dzieciak robi salto w powietrzu. Myślę, że przeleciał nad dachem samochodu i upadł z boku, a potem wyglądało, jakby samochód go przejechał. Nie byłem pewien, kim może być ten nieszczęśnik. Zapytałem więc Kubę Perzynę czy pamięta to zajście. Okazało się, że to Tomek Adamczyk z Gliwic. Akurat jeździł na innej sekcji ze schodami i po wylądowaniu tricku odjechał na ulicę, prosto pod przejeżdżające auta. Leciał jak kukła wspomina Kuba. Było pogotowie. Na szczęście obyło się bez złamań.
Jednym z przystanków była wizyta części zawodników w byłym obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Było to dla nich tak mocne doświadczenie, że relacja z tej wizyty została sfilmowana i trafiła jako materiał kończący 411 Around The World 2. Na uwagę zasługuje fakt, że panowie sprawnie odrobili lekcję z historii i zarówno w SLAP i 411 nie pada określenie “polish death camp”. Chociaż warto tu zaznaczyć, że we wstępie do materiału z Polski w 411, lektor wprowadzający do relacji (Anthony Claravall?), popełnia drobą geograficzną gafę. Opisując jej historyczne położenie, wskazuje, że wielkim nieszczęściem dla Polski było położenie między dawnymi, rywalizującymi imperiami: Rosji na PÓŁNOCY i Niemcami na POŁUDNIU.
Dobre, bo polskie?
Opisywana w tym tekście wyprawa, była wyjątkowa pod dwoma względami. Z jednej strony była powrotem do korzeni. Sentymentalną podróżą, od której zależało to jak wypadniemy za oceanem. A z drugiej potężnym impulsem, który pokazał, że w Polsce są super spoty, po których można jeździć. Dzięki tej podróży, Polska w końcu otworzyła się na zachodnią deskorolkę. Nareszcie mogliśmy pochwalić się swoją “polską gościnnością”, organizując imprezy dużego, europejskiego formatu, takie jak cykl zawodów Mentor Skateboarding Session i Etnies European Open w 2005 r., na które zjeżdżali zawodnicy światowego formatu. Bardzo trafnie podsumował to Anthony Claravall, że w ciągu najbliższego roku lub dwóch zobaczycie inne magazyny i filmy, które przyjadą do Polski – pamiętajcie, że widzieliście to tutaj jako pierwsi. I tak się właśnie stało, bo już rok później do Polski przyjechały teamy The Firm, New Deal i Cliche. Natomiast sam Anthony, mając w pamięci świetne umiejętności Gutka, zaproponował zarówno mu, jak i Tomkowi Kotrychowi wspólny wyjazd na nagrywki do Kijowa, które finalnie można obejrzeć w 411 VM Europe z 2003 r.
Epilog
Jedną z najfajniejszych rzeczy w tej podróży było to, że byłem pierwszym w mojej rodzinie, który pojechał do Polski, odkąd moja babcia przypłynęła statkiem do Ameryki, gdy była dzieckiem. Naprawdę świetnie było usiąść z nią później i opowiedzieć jej o moich przeżyciach – opowiada po latach Arron Suski. Wyobraź sobie, że opuszczasz wszystko, co znasz – swój język, kulturę – i powierzasz przyszłość losowi. Nazwisko przodków Joe’go zostało przypadkowo zmienione na „Brook” na Ellis Island, ponieważ oryginalne brzmiało zbyt obco jak na nowego Amerykanina. Suski mówił na początku, że nasza podróż do Polski wydawała się być trochę na wyrost; po prostu jechaliśmy na żywioł, nie znając nikogo ani nawet nie wiedząc, czy będzie gdzie jeździć. Dzięki deskorolce natychmiast znaleźliśmy wspólny język, co sprawiło, że była to jedna z najlepszych podróży, jakie kiedykolwiek odbyłem – podsumował wyjazd Anthony Claravall.