Kilka tygodni temu na profilu HPD pojawiło się trochę starych zdjęć przedstawiających prekursorów chełmskiej sceny. Dzięki nieocenionej pomocy Pawła Woźniaka udało mi się dotrzeć do Artura Bojanowskiego – ksywa Bocian, który opowiedział w paru zdaniach, jak wyglądało skejtowanie po chełmsku, w drugiej połowie lat 80-tych.
Lato 87. Na deskach jeździliśmy od 86 roku. Zwykle były to prawie całodniowe wypady w miasto. Śmigaliśmy zawsze w grupie 3-4 osób pomiędzy przechodniami, po chodnikach Chełma. Było trudno, więc później postanowiliśmy po chodnikach jeździć wieczorami. Wtedy wieczorami, mało jeździło samochodów, co pozwalało nam na zjazdy po pustych jezdniach chełmskich wzniesień… W dzień szukaliśmy bardziej ustronnych miejsc. Parki, boiska, górka i jej alejki. Słuchało się muzyki na walkmanach. Pamiętam swój pierwszy, polska lipa, o jakości dźwięku jeszcze słabszej. 87 rok to już Suicidal Tendencies, D.R.I….. Czad! Suicidal, jak mówi o tym sama nazwa, to wielkie świadome ryzyko podejmowane non-stop przy zjazdach na górce.
Nie pamiętam z jakiej okazji były robione te zdjęcia, Zrobił je kumpel na aparacie Smiena. Czarno białe jak widać, o jakości już nie wspomnę. Ilustrują naszą codzienną zabawę tamtego okresu. Na zjeździe z górki wzdłuż muru kościoła w dół, na Machaje. Na zdjęciach jestem ja, Minio i Robak. Pierwsi skates w Chełmie. W 90 roku, wszyscy trzej, a w zasadzie czterej bo dołączył do nas Szklana poszliśmy do 6. brygady powietrznodesantowej, celebrować dalej zabawę z losem. Ryzyko mieliśmy we krwi. Grupa jednak się później rozpadła, zostałem niemal z niej wyrzucony. Wszyscy mieliśmy nie dożyć dorosłości, bo po co. Chcieliśmy skończyć naszą przygodę z życiem w apogeum jego zachwytu. Niestety nie wszyscy uważali to za cel godny realizacji….