Obozy deskorolkowe – Gołdap 1991-1992

Gołdap, lato 1991 roku. Na zmęczonych od ciągłej jazdy rampach siedzi grupa roześmianych skejtów. Wśród nich kilka starszych osób. Wszystkie przeszkody rozstawione zostały na jakimś popękanym betonowym placyku, w otoczeniu budynków ośrodka wypoczynkowego lokalnego MOSIR-u.  Ciężko uwierzyć, że zdjęcie zostało zrobione na pamiątkę pierwszego obozu deskorolkowego w Polsce.

Grupa obozowiczów. Z tyłu na rowerze Marcin Pelc, uczestnik pierwszych Mistrzostw Polski oraz instruktor obozowy z 1991 r. (archiwum Kuba Cydzik)

Na trop obozu w Gołdapi skierował mnie Kuba Cydzik, który w 2019 r. podesłał mi tę właśnie fotografię. Przypomniałem sobie o niej dopiero niedawno za sprawą rozmowy z Michałem Wrześniem, który podzielił się ze mną wspomnieniami i dodatkową dokumentacją fotograficzną z obozu. Aż wstyd się przyznać, ale w międzyczasie trochę zdjęć z Gołdapi podsyłał mi również Jacek Leśnowolski. Z taką ilością materiału już dawno powinienem zabrać się za opisanie tego rozdziału historii polskiej deskorolki.

W drodze na obóz (fot. Archiwum Jacka Leśnowolskiego)

W lutym 1991 roku rozegrano w Warszawie pierwsze Mistrzostwa Polski w jeździe na deskorolce. Wśród zawodników byli Marcin Pelc oraz Adam Malita, którzy latem tego samego roku pojawili się w Gołdapi, tym razem już jako instruktorzy „deskorolkarstwa”. Jak wspomina Adam Malita, obóz zorganizowało biuro podróży SCOUT.

Michał Wrzesień, grab (fot. archiwum Michała Września)

Transformacja ustrojowa spowodowała napływ zagranicznych trendów i pomysłów na lato. Biuro podróży SCOUT zainspirowane amerykańskimi campami postanowiło wykorzystać walory wypoczynkowe niewielkiej miejscowości w północno-wschodniej Polsce, aby ściągnąć do gołdapskiego MOSIR-u  grupę deskorolkowych zajawkowiczów – głównie z Warszawy.

Sam ośrodek wypoczynkowy składał się w większości z niewielkich „domkobaraczków”, mieszczących w środku dwie izby i łazienkę. Michał Wrzesień, uczestnik obozu w 1992 r. pamięta, że uczestnicy mieszkali w 6-8 osobowych domkach i spali na piętrowych pryczach. „Na obiadach na stołówce „starszyzna” robiła sobie jaja stawiając na łyżeczkach, albo na widelcach kawałki truskawek z kompotu i na zasadzie wystrzelenia z katapulty towar lądował, albo na sąsiednich stolikach, albo co gorsza przyklejał się na chwilę do sufitu i po chwili spadał na głowę, albo do kotleta” – komentuje Jacek Leśnowolski. „Klasyczny obóz z niesubordynowanymi skejtami, harcerze byli w szoku” dodaje Szymon Sipowicz, uczestnik obozu w 1991 r., oraz instruktor w 1992 r. „Borek zrobił ognisko z palet i chcieli go za to wyrzucić, a na koniec ktoś pomalował cały domek flamastrami i musieli go odmalowywać” – uzupełnia.

Warunki socjalno-bytowe na obozie w Gołdapi (fot. archiwum Jacka Leśnowolskiego)

Jak zatem wyglądał zwykły dzień na obozie deskorolkowym w Gołdapi? Kuba Cydzik wspomina, że nie było żadnych zajęć. Instruktorzy nie mieli pojęcia o dydaktyce i nie było żadnego programu szkoleniowego, tam się przychodziło na park i każdy sobie jeździł. „Obóz totalnie różnił się od tego co robimy teraz na Woodcampie. Nie było żadnej metodyki i szkoleń, a skatepark to było parę drewnianych przeszkód na parkingu za garażem. Nawierzchnia to był pylący beton, który po pięciu minutach miałeś na papierze” zauważa Adam Malita. „Niektórzy z nas myli deskorolki pod prysznicem, żeby były na następny dzień czyste” – uzupełnia Jacek Leśnowolski. I ciągnie dalej: „Chyba codziennie, a na pewno bardzo często po śniadaniu, „pakowani” byliśmy do takiej dziecięcej „ciuchci”, z dwoma, albo z trzema wagonikami i jechaliśmy z terenu obozowiska do Gołdapi do centrum. Tam mieliśmy godzinę albo dwie tzw. czasu wolnego i nagle „centrum” miasta opanowywała zgraja jeżdżących po wszystkich murkach, krawężnikach i skarpach nastolatków. Kiedyś jakiś miejscowy lump spod sklepu nie mógł uwierzyć, że na deskorolce można przeskoczyć czterech, leżących obok siebie kumpli. Strasznie śmiesznie to wyglądało, jak kilkudziesięciu chłopaków najpierw jedzie w dziecięcych wagonikach, a jak już dotrze na miejsce to nagle wypadają z nich jedni z najlepszych skejtów w Polsce”.

Jacek Leśnowoslki, one foot ollie (fot. archiwum Jacka Leśnowolskiego)

W 1992 roku rozegrano nawet obozowe zawody deskorolkowe, w których jedyną nagrodą był tytuł mistrzowski. W zawodach brał udział m.in. Michał Wrzesień, który jak widać na załączonych zdjęciach bardzo lubił wysokie loty i graby. Po obozowym treningu jego loty można było podziwiać chociażby pod pomnikiem Witosa. „Nie chce mi się wierzyć, że w lutym 1991 na Mistrzostwach Polski ledwo odrywałem się od launch rampy, a kilka miesięcy później w Gołdapi napierdzielałem takie tricki”– wspomina Jacek Leśnowolski.

Kadra instruktorska obozu z 1992 r. – Borek i Perez (fot. archiwum Michała Września)

Obecnie letnie obozy deskorolkowe nie są niczym szczególnym i o ile przez ostatnich kilkanaście lat prym wiódł głównie legendarny Woodcamp, to z roku na rok na deskorolkowo wakacje można spędzać w wielu innych miejscach Polski. I może sposób organizacji obozów uległ ogromnej zmianie, to jak pewnie wielu skejt-obozowiczów zauważy, poziomem zajawy i wygłupów pierwsze obozy w niczym nie ustępowały tym współczesnym.

Uczestnicy obozu w 1992 r, (fot. archiwum Michała Września)

Bookmark the permalink.

Comments are closed.